Cześć. Hmmm.... nie wiem co napisać na początku więc życzę wam miłego czytania. A i postanowiłam, że rozdziały nie będą straaasznie długie. Zapraszam jeszcze na bloga mojej koleżanki:
http://miedzynamiherosami.blogspot.com
----------------------------------
Po przebudzeniu w sali nie było już tak jasno i wszystkie kozłonogi zniknęły. Przy moim łóżku natomiast siedział chłopak, który przypominał mi elfa. No wiecie takie słodkie stworzonka z bajek dla dzieci z takimi spiczastymi uszami i uśmiechami.
-Cześć. Jestem Leo Valdez. Syn Hefajstosa.- powiedział.
Chwila. Czy on powiedział "syn Hefajstosa"? Tego gostka z mitologii? Nie na pewno się przesłyszałam.
-Hej. Julka. Miło mi. Gdzie ja jestem? - zapytałam.
-Witaj w Obozie Herosów. Pozwól, że Cie po nim oprowadzę.
-Ale co ja tu wogóle robię?
-Posłuchaj. Kojarzysz mity greckie?
-Ale.....- chciałam coś powiedzieć ale Leo mi przerwał.
-Tak wiem, że tak. Proszę nie przerywaj mi.- popatrzył na mnie z ukosa -A więc co powiesz na to, że to nie są żadne wymysły tylko prawda? Bogowie greccy żyją wśród nas, a my (tu wskazał ręką siebie i mnie) jesteśmy ich dziećmi. Jeden z naszych rodziców jest śmiertelny, a drugi jest bogiem. Ja jestem synem Hefajstosa.- tym zdaniem skończył swój monolog.
-Chwila, ale ja mam dwoje najzwyklejszych rodziców. Próbujesz mi wmówić, że jestem adoptowana lub coś w tym stylu?
-Tak, to bardzo prawdopodobne.- Leo powiedział to tak jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
-Ale kiedyś sama z ciekawości przekopałam wszystkie dokumenty, żeby sprawdzić czy nie jestem adoptowana bo wydawało mi sie, że nie pasuje do mojej rodziny. Nic nie znalazłam. Może po prostu się pomyliliście i to nie chodzi o mnie.
-Ale przecież w rejonie twojego zamieszkania odnotowaliśmy wiele potworów. To musisz być ty.- powiedział jakby do siebie.
Właśnie przechodziliśmy obok domków. Każdy z nich był inny. Nie będę ich tu opisywać, ponieważ to trzeba zobaczyć. Gdy tak spacerowaliśmy spotkaliśmy dwójkę obozowiczów. Była to ta sama dziewczyna i chłopak, którzy uratowali mnie tamtej nocy.
-Julka to Annabeth i Percy. Percy, Annabeth to Julka.- przedstawił nas sobie Leo.
-Miło mi was poznać.- powiedziałam.
-Nam również miło. Widzę, że wyglądasz dużo lepiej. Mam rację?- zapytała Annabeth.
-Tak czuję się o wiele lepiej. Dziękuje za pomoc tamtej nocy.
-Oh, nie ma za co. To nasze zadanie.- odparł Percy.
-Jak myślisz kto jest twoim boskim rodzicem?- zagaił Leo.
-Nie mam zielonego pojęcia.
-Może spróbujesz postrzelać z łuku? - zaoferowała Ann.
-Ok. Mogę spróbować.
Gdy znalazłyśmy się na strzelnicy otrzymałam kołczan pełen strzał i łuk. Byłam trochę przestraszona bo nigdy nie strzelałam z łuku. Ale co tam do odważnych świat należy. Pierwszy strzał był najgorszy. Nawet nie trafiłam w tarczę. Jaki wstyd. Jednak z każdym kolejnym strzałem byłam coraz bliżej środka celu. Już po chwili prawie każda strzała lądowała w samym środku. Annabeth stwierdziła, że mogę być córka Apolla, ponieważ dobrze mi idzie z łukiem. Gdy skończyłyśmy poszłam odpocząć nad wodę. Zobaczyłam tam Percy'ego, który zdawał się mówić sam do siebie. Dopiero gdy podeszłam bliżej zrozumiałam, że rozmawia z ojcem. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc podeszłam po cichu i usiadłam obok. Gdy skończył odezwał się do mnie:
-Wieczorem odbędzie się bitwa o sztandar. Zauważyliśmy, że większość dzieciaków zostaje uznana podczas bitwy. Zwłaszcza, gdyto one zdobędą sztandar. Tak więc dziś każdy domek będzie próbował na swój sposób przekonać Cie, że powinnnaś być w jego drużynie. Nie daj się zbałamucić i wybierz mądrze.
-Dziękuje za radę. Na pewno się przyda.- odparłam.
Percy wrócił do swojego domku, a ja zostałam na plaży i rozmyślałam jak teraz będzie wyglądać moje życie.
---------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało. Do zobaczenia w sobotę i....
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2015 :)